Księga Pierwsza 7 – 8

VII

11. Wysłuchaj, Boże! Biada grzechom ludzkim! Człowiek to mówi i Ty litujesz się nad nim, ponieważ Ty go stworzyłeś, a grzechu w nim nie stworzyłeś. Któż mi przypomni grzech niemowlęctwa mego? Bo nikt nie jest wolny od grzechu wobec Ciebie ani nawet niemowlę, które żyje jeden dzień na ziemi. Któż mi przypomni? Czy którekolwiek maleństwo, u którego widzę to, czego o sobie nie pamiętam? Czymże tedy wówczas grzeszyłem? Czy może tym, że z płaczem i niecierpliwie rwałem się do piersi karmicielki? Bo gdybym obecnie to czynił rzucając się łakomie nie do piersi wprawdzie, lecz do pokarmu odpowiedniego do mego wieku, zupełnie słusznie naraziłbym się na śmiech i naganę. Wówczas więc czyniłem coś, co zasługiwało na naganę, lecz ponieważ nie mogłem zrozumieć nagany, przeto ani zwyczaj, ani rozum nie pozwalały mnie ganić. Wzrastając bowiem wykorzeniamy i usuwamy takie przyzwyczajenia, a nie widziałem nikogo rozsądnego, kto by przy oczyszczaniu usuwał również to, Co dobre. A może w tym okresie czasu to także było dobre, że z płaczem domagałem się rzeczy szkodliwych i że oburzałem się srodze na nieposłusznych mi ludzi wolnych i starszych, nawet na rodziców moich? Poza tym bijąc wielu rozsądniejszych ode mnie, którzy nie byli powolni moim pragnieniom, starałem się im szkodzić, jak tylko mogłem, ponieważ nie słuchali moich rozkazów, których spełnienie byłoby dla mnie zgubne. Tak więc słabość członków niemowlęcych jest przyczyną niewinności, a nie serce niemowląt. Widziałem i zwracałem uwagę na zazdrosne dziecko, które jeszcze nie umiało mówić, a już blade patrzało krzywo na swego rówieśnika. Któż o tym nie wie? Matki i piastunki twierdzą, że mają na to zło środki, lecz nie wiem, jakie. Chyba że może i to jest niewinnością, gdy u źródła mleka, hojnie i obficie z piersi matki płynącego, nie cierpi się współtowarzysza, który tak bardzo potrzebuje pomocy i tym jedynym pokarmem podtrzymuje swe życie. Ale te rzeczy znosi się pobłażliwie nie dlatego, że nic lub niewiele znaczą, lecz dlatego, że z postępem wieku znikną. I choć można się na to zgodzić, to jednak nie można znieść tego spokojnie, gdy się coś podobnego widzi u kogoś starszego.

12. Ty przeto, Panie Boże mój, który niemowlęciu dałeś życie i ciało jego — jak widzimy — obdarzyłeś zmysłami, spoiłeś z członków, ozdobiłeś pięknym kształtem, a dla jego wszechstronności i bezpieczeństwa wszczepiłeś wszystkie żywotne zdolności — każesz mi chwalić Cię za to, „wyznawać” Tobie „i śpiewać Imieniu Twojemu, Najwyższy”. Boś Ty jest Bóg wszechmogący i dobry; chociażbyś tylko to uczynił, czego nikt inny uczynić nie może, jak Ty jeden, od którego pochodzi wszelka miara, o Najpiękniejszy, który kształtujesz wszystko i wszystko urządzasz wedle prawa swego. Nie pamiętam, o Panie, że okres ten przeżyłem, tylko innym wierzyć muszę i sam wnioskuję, jak go spędziłem, z zachowania innych dzieci, a chociaż takie domysły są dosyć pewne, przykro mi zaliczyć ten okres do życia mego, które wiodę na tym świecie. W tak bowiem głębokim pogrążony jest dla mnie mroku niepamięci jak ów czas, który przeżyłem w łonie matki. A jeżeli „w nieprawościach poczęty jestem i w grzechach żywiła mnie w łonie swoim matka moja”, gdzież, proszę Cię, Boże mój, gdzie, Panie, ja sługa Twój, gdzie albo kiedy byłem niewinny? Lecz już pomijam ten okres czasu, bo cóż mam z nim wspólnego, skoro nie zostawił on w mej pamięci żadnych śladów?

VIII

13. Czy nie z wieku niemowlęcego, dążąc naprzód, przyszedłem do wieku chłopięcego? Albo raczej wiek ten sam przyszedł do mnie i zajął miejsce niemowlęctwa; ono jednak nie ustąpiło, bo gdzieżby się podziało? A jednak już go nie było. Nie byłem bowiem niemowlęciem, które nie potrafiło mówić, ale już chłopcem mówiącym. Pamiętam to, a w jaki sposób nauczyłem się mówić, dowiedziałem się później. Nie uczyli mnie bowiem dorośli przez poddawanie mi słów w jakimś określonym porządku nauczania. tak jak niedługo później uczono mnie liter. Ja sam zdobyłem tę umiejętność dzięki rozumowi, który mi dałeś, Panie, kiedy pragnąłem skargą, różnymi dźwiękami głosu i różnymi ruchami członków wyrazić uczucia serca mego, by słuchano mej woli —a nie potrafiłem okazać wszystkiego, co chciałem, ani każdemu. komu chciałem. Rozważałem w pamięci: kiedy dorośli nazywali rzecz jakąś i wykonywali ruch stosowny do słowa, widziałem i zapamiętywałem, że rzecz ową nazywają oni tym dźwiękiem,, który wydawali, gdy chcieli ją pokazać. A że tego chcieli, można było poznać z ruchu ciała, z owego naturalnego języka wszystkich ludów, na który składa się wyraz twarzy, znaki dawane oczami, czynności innych członków i dźwięk głosu, wskazujący na stan duszy, kiedy się o coś prosi, coś się chce posiadać, odrzucić lub chce się czegoś uniknąć. Tak pojmowałem zwolna, co oznaczają słowa w różnych zdaniach na właściwym miejscu użyte i często słyszane, a przyzwyczaiwszy do nich usta, swoją wolę przez nie wyrażałem. W ten sposób okazywałem ludziom z mojego otoczenia to, co okazać chciałem, wstępując coraz głębiej w burzliwą społeczność życia ludzkiego, zależny od powagi rodziców i woli starszych ode mnie.